(157). Niebo nad Krzeszowicami. Dwa lata później
Obiekt: Stadion GKS Świt Krzeszowice
Data: 26 września, godzina 15.30
Mecz: Świt Krzeszowic (1) – MKS Skała (4)
Poziom rozgrwek: A klasa 2020/2021, grupa: II (Kraków) – 4 kolejka
Widzów: ok. 60
Pogoda: 18°, momentami zimno
Bilet: 5 PLN
Moja subiektywna ocena wyjazdu (1-6):☆☆/*
Chyba najstarsi kibice nie pamiętają czy i kiedy oba miasta rywalizowały ze sobą w rozgrywkach ligowych, a przecież Skałę od Krzeszowic dzieli około trzydziestu kilometrów. To Świt zawsze miał drużynę lepszą, która grała nawet w III lidze, podczas gdy Skała (wówczas jeszcze Skalanka), najwyzej w lidze okręgowej. Los ostatnio nie był łaskawy dla Świtu, który w hierarchii futbolowej rozgrywa drugi sezon w A klasie. I właśnie dzisiaj doszło do meczu z MKS Skała 2004.
Pogoda była pochmurno, ale nie spadła ani kropla deszczu, nie wiał też wiatr. Istnie jesienna aura meczu.
Gospodarze na początku spotkania bili głową w mur i nie potrafili sforsować dobrze grającej, chociaż i tak popełniającej błędy, obrony skalskiej drużyny. Próbując grać atakiem pozycyjnym, akcje Świtu kończyły się na szesnastym metrze.
Za to Skała miała swoje okazję. W 4 minucie dobra akcję przeprowadził w polu karnym Tomasz Srebnicki, ale został zablokowany. Dwie minuty później mocno uderzył Oskar Osikowski, ale Tomasz Gęca instynkrowanie wybil piłkę. W 9 minucie znów Tomasz Srebnicki oddał mocny strzał, ale piłka minęła bramkę. Świt do głosu doszedł dopiero w 14 minucie, ale dobrze spisał się nasz bramkarz Damian Srebnicki, kiedy to dobrą interwencją uchronił nasz zespół od straty gola. W 22 minucie MKS miał rzut wolny. Dośrodkowaną piłkę z bliska głową nie trafił Paweł Srebnicki. Cztery minuty też miał świetną sytuację, ale piłka po jego mocnym strzale z woleja minęła bramkę.
Goście w odpowiedzi po akcji z 31 minuty, ale piłka minimalnie poszybowała nad poprzeczką. W 34 minut pada gol z rzutu karnego dla Świtu. Obrońca Skały został organy w dziecinny sposób przez zawodnika Świtu. Do piłki podszedł Krzysztof Księżyc i nie spudłował. Chwilę później było już 2:0. Po tym jak z pola karnego trafił Wojciech Jedynak. W 45 mocną bombę na bramkę Świtu strzelił Dawid Duda, pilkanajpierw trafiła w poprzeczkę, a później odbiła się od murawy. Gola nie było. Było za to 3:0 dla Świtu. Po dośrodkowaniu Adama Naworyty bramkę znów zdobył Krzysztof Księżyc.
Po przerwie Skakanie opadli z sił. Widać było różnice. Swit kondycyjne lepiej wytrzymał ten mecz. Widać też było, że był lepiej przygotowany. Skalanie mogli zdobyć jeszcze honorowego goła, ale w 63 minucie Dawid Duda przestrzelil rzut karny. Udało się to w końcu Szymonowi Boroniow. Krzeszowiczanie dołożyli jeszcze dwa trafienia autorstwa Dominika Kaczorowskiego i Krzysztofa Księżyca, który tego dnia skompletował hat-trick.
Drużyna MKS zajmuję czwarte miejsce i następny mecz rozegra na własnym boisku ze Sportowcem Modlniczka. Świt jest liderem, który nie doznał jeszcze porażki, następny mecz zagra Czułowie z miejscową Iskrą.
Kilka słów podsumowania wyjazdu, nie meczowo.
Zacząć trzeba od dwóch istotnych rzeczy. Że do Krzeszowic pojechałem spontanicznie, bo już byłem zdecydowany na Grabie (mimo, że koleżanka Nann polecała mi Krzeszowice), gdy nagle na przystanku zauważył mnie już kolegą Łukasz. Drugi fakt, może i jeszcze bardziej istotniejszy, z którym trudno polemizować to, że byłem tutaj dokładnie 26 września… 2018 roku. Tak. Gościem już tutaj na meczu i nic się nie zmieniło. Tym razem zaliczyłem cały mecz, a wtedy to nie wiem czy nawet więcej niż godzinę.
Pojechaliśmy we czwórkę. Ja, Łukasz, jego chrześniak i kierowca – czyli piłkarz MKS-u, Piotrek. Droga upłynęła bardzo szybko. Może 25 minut jazdy, samochodem, które najlepsze lata ma już za sobą. Moja rola w tym wydarzeniu (jak zawsze) to rola korespondenta. Opisuje, kto i co, czasem w której. Robię też kilka fotografii dokumentującej i notatki.
Już na wejściu przywitały nas jakieś restrykcje. Wyszedł prezes klubu (jak się dowiedzieliśmy od ochroniarza to stary Milicjant, który pracował w Zomo) i rzucił: – Kibice? A bilety kupione? Tam w kasie! – Zaraz podedziemy odrzekł jeden z naszych. Potem sam (sic!) polewał wodę płynem dezynfekującym ręce. Kiedy doszliśmy już do trybuny to przyleciał za nami i zrobił raban, że żadnego alkoholu i picia nie będzie… I tylko piwo można pić. Reszta trunków ma iść do depozytu (gdziekolwiek on był i czy w ogóle) i koniec kropka. Zrobiła się mała wrzawa, ale trunki zostały, bo ochroniarz jakoś podpowiedział, jak schować przed tym komuchem flaszkę. Ochroniarz był naprawdę sympatycznym człowiekiem, po meczu pisaliśmy mu ręce i poszliśmy. A ów prezes robił tu za wszystko, może nawet kible sprzątał. Kto wie. Ja tam alkoholu nie piję na meczach i nie piłem i tutaj, ale bądźmy ludźmi to jest A klasa i tutaj można, o ile ktoś oczywiście nie zachowuję się jak zwierzę. W przerwie meczu jakiś Andrzej wbiegł na płytę i prezes znów w ruch. Tym razem Andrzejowi zrobili nasi totalną zjebkę.
– Po chuj wleciałeś na tą murawę? –
– Chciałem se pokopać piłkę… Odrzekł krótko Andrzej
– Na podwórku se pokop… Jak je kurwa masz…
– Taa, nie mam kur… Niedokończony wyraźnie zbesztany i obrażony
Goście wywiesili dwie ładne flagi i nawet pomagałem im przypinać do ogrodzenia. Oraz jeden szalik zgodowy Galicji Raciborowice. Wszystko wyglądało fajnie, co zresztą widać na moich fotografiach. Ja byłem zajęty i z dala robiłem notatki i zdjęcia. Dochodziła 70 minuta i miała być oprawa. Trzy puszki z kolorami, które przywiózł Łukasz. Takie, które po otwarciu dymią jak cholera, ale robią ładne show na które ludzie lubią chodzić na mecze. Robią Wow i biją gromkie brae, wiem, bo sam niejednokrotnie tego doświadczałem. I wszystko ładnie wypaliło gdyby nie w roli głównej znów prezes (po jakimś czasie zacząłem się zastanawiać czy facet nie ma coś z głową; ale nie – był przecież zomowcem), co nie wyklucza, że z głową u niego też mogło być coś nie tak, bo jaki prezes do diabła zajmuje się wszystkim na stadionie jak od tego mieć powinien ludzi. Podczas oprawy, po prostu wziął niebieską puszkę i… no właśnie nie wiem co chciał zrobić. Taka puszka sama nie zgaśnie, rzucił więc gdzieś w zarośla. Szkoda, że nie wrzucił do gaci, wtedy na pewno by nie dymiło. Dostało mu się za zniszczenie oprawy, ale czy warto wchodzić w dyskusję z kimś kto tego nie rozumie? Nie.
Po meczu mimo porażki 1:5. Piłkarze MKS podeszli i przybiłem z każdym pionę za walkę z dużo mocniejszym przeciwnikiem. Podziękowania także za mecz Świtowi, który również był zadowolony z kibiców ze Skały. Ehh może człowiek dziwnie czuję się wśród pijących, kiedy sam nie piję. Ale ja mam inne zadania, a poza tym większość piła, ale nie tak, żeby nie trafić do samochodu. Tak sobie myślę, że ja też próbowałem różnych rzeczy, bo wszystkiego człowiek musi spróbować, ale zawsze to dobrze wyglądało. Czasy picia na meczach są, oczywiście. Ale ja wątpię żebym degustował trunki na moich wyjazdach. Zawsze pasja pozostawała pasją, a nie okazją do szukania procentów. Mogę nawet założyć w ciemno, że do tego nie dojdzie. Czy dojdzie do kolejnego wyjazdu z takim gronem czy innym? Też wątpię, bo jak mówię dziwnie się czuje nie pijąc wśród pijących. Żadna przyjemność. Wręcz gigantyczna odraza. Tak odraza. Nic mnie tak nie odrzuca od kogoś. Ale żeby nie było. Niektórzy umią pić i mimo wlanych w siebie sporych ilości dalej są sobą i nie tracili głowy. Tak było i na tym wyjeździe. Wszystko jest dla ludzi, ale na pewno nie wszystko jest dla wszystkich.
Gdzie będę w następną sobotę? Czas usiąść i się zastanowić. Pozdrawiam.